21.11.2013

Lwowskie - Najlepsze piwo świata!


   Gdy byłem małym chłopcem, mój dziadek (rocznik 1923) często opowiadał mi o swoim dzieciństwie. Jako, że pochodził z dość bogatej na ówczesne czasy rodziny, miał nianię. Nianię, Ukrainkę, która pochodziła ze Lwowa. Zawsze fascynowały mnie jego opowieści o niej i jej opowieściach o Lwowie. Od małego chciałem tam pojechać, wierciłem dziadkowi i rodzicom dziurę w brzuchu, aż w końcu się spełniło. 

   Miałem 8, może 9 lat gdy pierwszy raz zobaczyłem Lwów. Pamiętam jak dziś tę naszą pierwszą podróż. Najpierw, jeszcze w nocy, nad ranem, jechaliśmy pierwszym pociągiem do Bydgoszczy, żeby stamtąd złapać kolejny, do Lublina. Z Lublina podróż autobusem do Tomaszowa Lubelskiego, a stamtąd to już tylko 50 km, oprócz 2 godzin na granicy. To była moja pierwsza tak daleka podróż dzieciństwa. Jechaliśmy ponad 12 godzin, a ja z podniecenia nie czułem w ogóle zmęczenia. Czułem się cudownie. Cudownie spełniony, chociaż byliśmy tam zaledwie 3 dni.
   Po tej pierwszej podróży wziąłem przymusowy 'rozwód' ze Lwowem na 10 lat, bo kolejny raz pojechałem tam już sam. Z plecakiem i na dłużej. Potem były kolejne powroty do Lwowa, sam już nie wiem ile razy, ale zawsze mi mało.

   To miasto jest jak magnes, przyciąga i wciąga mnie w siebie. Przyciąga mnie każdym zakątkiem, wąskimi uliczkami, knajpkami nieskażonymi hipsterstwem, cmentarzem Łyczakowskim i Orląt Lwowskich, operą, a przede wszystkim Hotelem George.

   Jak wspomniałem wcześniej, we Lwowie byłem niezliczoną ilość razy. Od czasu gdy jest mnie na to stać, zatrzymuję się zawsze w Hotelu Georege.


   Jest to niesamowite, magiczne miejsce. Hotel - legenda, powstały i stojący w tym samym miejscu od 1795 r. Dziś już jest przebudowany, ale jego obecny wygląd jest i tak z roku 1901, a więc ma ponad 100 lat. Mieszkając, śpiąc w tym miejscu i używając odrobiny wyobraźni można poczuć tamten, miniony już świat. Tym bardziej, że wystrój wnętrz jest stylizowany na początki XX wieku. Dla artysty miejsce wymarzone, a jeśli uświadomimy sobie, że w hotelu gościły takie sławy jak: Balzac, Sartre, Franko, Brahms, Kiepura, Ravel, Reymont, Strauss, Sienkiewicz, Piłsudski, Liszt, Franc Józef I czy Gagarin, to czegóż więcej trzeba? Przepiękne miejsce, a dodatkowo jest z niego wspaniały widok na Plac Mickiewicza z pomnikiem Poety.


   Jeśli będziecie kiedyś we Lwowie, nie żałujcie paru hrywien więcej i wybierzcie Hotel George. Naprawdę warto mimo ceny za pokój (chociaż w wariancie turystycznym nie jest wcale taki drogi jak mogłoby się wydawać).
   George znajduje się w samym centrum Lwowa i jest stąd wszędzie blisko, a na Stare Miasto najbliżej.
   Lwowskie Stare Miasto to takie jedno wielkie muzeum, niezniszczone jeszcze nowoczesnością, chociaż jest jej tu już coraz więcej. Właściwie to nie wiem jak jest teraz, bo ostatnio byłem tam jeszcze przed EURO 2012, mam jednak nadzieję, że Lwów zachował swój klimat.
   Lwów piękny jest bez względu na porę roku, lecz mi najbardziej podoba się zimą. Może dlatego, że biel śniegu dodaje mu jeszcze uroku? Niezależnie jednak od pory roku zawsze możemy odwiedzić jedną (lub kilka) z wiekowych świątyń różnych wyznań, przekąsić coś dobrego, albo poprzechadzać się wąskimi uliczkami trafiając co i rusz na ryneczek, skwerek gdzie stoją handlarze wszystkim :)

 

 

   Spacery ulicą Łyczakowską nastrajają mnie optymistycznie, mimo tego, że zawsze taki spacer kończy się odwiedzeniem cmentarza. Miejsca w którym za każdym pobytem odkrywam coś nowego. Miejsce, które przesiąknięte jest duchami Wielkich ludzi tego świata.




   Zresztą same pomniki, jako dzieła artystyczne, też są warte oglądania, niezależnie od tego po kim stanowią pamiątkę.
   Nie było chyba takiego razu, żebym tego spaceru nie skończył na cmentarzu Orląt Lwowskich. Tak robiłem kiedyś, jak był jeszcze stary cmentarz i tak robię do dziś, gdy można już odwiedzić cmentarz odnowiony. Jak stanie się pośród tych tysięcy krzyży, które upamiętniają tych młodych chłopców, wspomni się ich historię to robi się zwyczajnie smutno i ogarnia człowieka żal.



   Lwów słynie też z opery, zarówno z budynku jak i z przedstawień, byłem tam kilka razy. Niezapomniane wrażenia.



   Zimą, gdy wraca się z przedstawienia jest już ciemno ale Lwów nadal robi na mnie wrażenie. Pięknie oświetlone, stare kamienice, świątynie i uliczki sprawiają niesamowite wrażenie.


   Pierwszy raz piłem piwo Lwowskie gdy byłem tam po raz pierwszy sam. Były to jeszcze czasy, gdy piwa nie pasteryzowano, a jeśli już to było go bardzo mało. Głównym gatunkiem jednak było piwo warzone, naturalne, nadające się do spożycia najwyżej przez 2 - 3 dni od wyprodukowania. Było wspaniałe. Najlepsze jakie kiedykolwiek piłem w życiu. Teraz takiego piwa można napić się tylko bezpośrednio w lwowskim browarze, a właściwie w Muzeum Piwa, które jest jego częścią.

   Lubię Lwów, uwielbiam tam wracać, pomieszkiwać przez krótkie okresy czasu, wyłapywać jego energię, jego artystycznego ducha. Wsłuchiwać się w hotelowe mury i duchy wielkich postaci. Są tacy, którzy twierdzą, że Nowy Jork, Tokio czy Hong Kong są dla nich tym co ich napędza artystycznie. Nie sprzeczam się z tym, ale twierdzę, że od zgiełku wielkiego miasta lepsza jest cisza i wielkość historyczna takiego na przykład Lwowa.
   Mam więcej ulubionych miast, zarówno w Polsce jak i za granicą, ale Lwów należy do ścisłej czołówki na mojej liście i jeszcze na pewno nie raz tam wrócę.
   Spróbujcie i Wy!

PODPIS


UA-32282187-1